Druga część mojego podsumowania 2014 roku. Tym razem filmy,
książki i muzyka (pierwsza, serialowa, do przeczytania tutaj).
Muszę przyznać, że w ubiegłym roku trochę (a nawet bardzo) zaniedbałam
nowości zarówno filmowe, jak i muzyczne. Z książkami było już trochę lepiej,
jednak wyraźnie widzę, że większość mojego wolnego czasu pochłonęły seriale. W
tym roku trzeba to zmienić!
FILMY
W 2014 bardziej skupiłam się na nadrabianiu klasyków i
starszych produkcji, niż na oglądaniu nowości, co bardzo odbiło się na moich
osiągnięciach w tym polu. Przykładowo, wciąż jeszcze nie zaliczyłam seansu
laureata Oscara, „Zniewolonego”, nie widziałam również „Idy” (powoli zaczynam
czuć, że przyznawanie się do tego jest w złym guście ;)), chwalonych przez
większość „Bogów” czy najnowszego dziecka Marvela, czyli „Strażników
galaktyki”.
Co udało mi się obejrzeć? Na początek roku bardzo zawiodłam
się na „American Hustle” Davida O. Russella, czyli nudnych rozważaniach na temat
przekrętów. Następnie zaczarował mnie Wes Anderson swoim genialnym „Grand
Budapest Hotel” (recenzja), który ogląda się jak dzieło sztuki. W kwietniu był
„Kapitan Ameryka: Zimowy Żołnierz” w reżyserii braci Russo, czyli zadziwiająco
dobry thriller szpiegowski stworzony pod przykrywką bajki o superbohaterach (nie,
żebym miała coś do filmów o superbohaterach, uwielbiam je, tylko to było spore zaskoczenie).
W wakacje miał premierę nowy obraz Luca Bessona, „Lucy”, który obejrzałam
niedawno i rozczarowałam się tak bardzo, że zamierzam wyskrobać odpowiednio
krytyczną recenzję. Niedawno do kin trafiła ostatnia część „Hobbita” – to był
film tak przeciętny, że straciłam ochotę do napisania czegoś więcej o nim.
Pod koniec października wzięłam udział w piątej edycji
American Film Festival we Wrocławiu. W ciągu kilku dni obejrzałam prawie
dwadzieścia filmów, głównie niezależnych amerykańskich produkcji. Co widziałam?
Między innymi dość przeciętną opowieść o urokach dorastania, czyli „Palo Alto” Gii
Coppoli, klimatyczny kryminał Dave’a Boyle’a, „Człowieka z Reno”, cała gamę
komedii romantycznych (w tym „Obvious Child”, z którego napisałam recenzję), bardzo
brutalną opowieść o gangach („Pięć gwiazd”) oraz kilka przekombinowanych
eksperymentów, o których chciałabym jak najszybciej zapomnieć. Miałam również
szansę obejrzeć przedpremierowo "Mapy gwiazd” Davida Cronenberga, pełne
gorzkiej ironii i satyry na gwiazdy Hollywood, spokojnego „Manglehorna” Davida
Gordona Greena z ciekawą rolą Ala Pacino oraz dwa obrazy, które teraz można
obejrzeć w polskich kinach: „Foxcatchera” Bennetta Millera (recenzja) oraz
„Whiplash” Damiena Chazelle’a (recenzja). Oba polecam, szczególnie „Whiplash”,
czyli obok „Grand Budapest Hotel” mój ulubiony film obejrzany w ubiegłym roku. Z
festiwalu napisałam obszerną relację.
MUZYKA
2014 rok był dla mnie bardzo ubogi w doświadczenia muzyczne.
Bardzo żałuję, że zrezygnowałam z Orange Warsaw Festival (Kings of Leon! The
Kooks! Florence! KASABIAN!) oraz nie zdążyłam przed wykupieniem biletów na
Jacka White’a. Byłam za to na świetnym koncercie The Fratellis w kwietniu w
Warszawie, tak dobrym, że moja sympatia do tego zespołu przerodziła się w
miłość.
Największym muzycznym wydarzeniem roku było dla mnie wydanie
nowego albumu przez Coldplay, jeden z moich ulubionych zespołów. „Ghost
Stories” (recenzja) to płyta bardzo spokojna i bardzo specyficzna, zupełnie inna
od kolorowego „Mylo Xyloto”. Kolejny świetny album wydał również Jack White
(recenzja). Pojawiło się kilkoro wartych wspomnienia debiutantów, w tym Royal
Blood i, z polskiego podwórka, Curly Heads, a także wynalezieni przeze mnie w
otchłani Internetu Benjamin Booker oraz zespół Blues Pills. Planuję napisanie
recenzji debiutanckich albumów każdego z tych artystów/zespołów.
KSIĄŻKI
Większość przeczytanych przeze mnie nowości książkowych w
ubiegłym roku dostałam do recenzji w ramach współpracy z serwisem NaEKRANIE.pl.
Sama już jakiś czas temu przestałam kupować powieści z powodów finansowych i
głównie polegam na bibliotekach, w których dostanie nowości graniczy z cudem. Moja
przygoda z poważniejszym recenzowaniem książek rozpoczęła się wraz z
przeczytaniem zbioru opowiadań polskich pisarzy, „I żywy stąd nie wyjdzienikt”. Później miałam okazję sprawdzić, jak w kryminale poradził sobie mistrz
horroru, czyli Stephen King i jego „Pan Mercedes”. Pojawiło się również nowe
wydanie „Bardzo poszukiwanego człowieka” Johna le Carre’a, dobrze napisanej
powieści szpiegowskiej. Później wraz z „Miniaturzystą” Jessie Burton przemierzałam
uliczki XVII wiecznego Amsterdamu, zaś z „Wszystko co lśni” Eleanor Catton
szukałam złota w Nowej Zelandii. Potowarzyszyłam również samotnemu astronaucie
na Czerwonej Planecie przy okazji lektury „Marsjanina” Andy’ego Weira i wraz z
Cormoranem Strike’iem odkryłam tajemnicę zniknięcia pewnego pisarza w "Jedwabniku" Galbraitha. Na koniec
roku spotkało mnie ogromne rozczarowanie – bo choć przeczuwałam, że „Wnuczka doorzechów” Małgorzaty Musierowicz może nie dorównać starszym tomom serii, to
i tak poziom tej książki zranił moje serce miłośnika Jeżycjady.
_____________________________________________
Za nami gala rozdania Złotych Globów. Statuetkę za najlepszy
film dramatyczny zgarnął „Boyhood” Richarda Linklatera (który również został
najlepszym reżyserem) – tu zaskoczenia nie ma żadnego, wszyscy się tego
spodziewali. Najlepszą komedią (bądź musicalem) został „Grand Budapest Hotel” i
z tego cieszę się bardzo, ponieważ Anderson zasłużył na morze nagród! Niestety w
kategorii kompozycji mój faworyt Alexandre Desplat przegrał z Jóhannem
Jóhannssonem („Teoria wszystkiego”). Jeszcze patriotycznie zasmucę się, że „Ida”
przegrała z rosyjskim „Lewiatanem” ;) „Whiplash” został pozbawiony nominacji do
najlepszego dramatu, jednak zdecydowano się uhonorować statuetką J.K. Simmonsa
za drugoplanową rolę – naprawdę zasłużenie. To, co wyczyniał w tym filmie
Simmons, zasługuje na wszystkie nagrody świata.
W kategorii najlepszego serialu dramatycznego wygrał „The
Affair”, chyba największe zaskoczenie tego sezonu serialowego. Zostawił w tyle
faworyzowane „House of Cards” czy „The Good Wife”. Gratulacje! Inne
zaskoczenie, tym razem w kwestii nominacji do Złotego Globa, czyli komedia „Jane
the Virgin”, jednak nie wygrała statuetki, przegrywając z „Transparent” – za to
nagrodzona została Gina Rodriguez, czyli aktorka grająca główną rolę w produkcji
stacji CW. To chyba znak, że powinnam dać „Jane the Virgin” szansę ;) Złotego
Globa dostało również znakomite „Fargo”, naprawdę zasłużenie.
Pelna lista nagrodzonych tutaj.
Leniwcowy fanart stąd.
Następny wpis będzie poświęcony serialowi „Agent Carter” :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz