czwartek, 6 listopada 2014

Już listopad, czas ocenić seriale!

Październik co roku jest miesiącem, w którym rusza większość seriali w amerykańskiej oraz brytyjskiej telewizji. Pomyślałam, że warto napisać post oceniający powroty oraz nowe produkcje, które udało mi się obejrzeć. Ominę "Supernatural", "Doctora Who" oraz "Sleepy Hollow", ponieważ tym serialom poświęcam osobne wpisy.

POWROTY

Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D. (pl. "Agenci T.A.R.C.Z.Y.")
Sezon 2
Obejrzane odcinki: 4

Agenci S.H.I.E.L.D powracają po istnym trzęsieniu ziemi, jakie powstało po wydarzeniach z filmu "Kapitan Ameryka: Zimowy żołnierz". Agencja oficjalnie przestała istnieć, a zadanie jej odbudowania Nick Fury powierzył Coulsonowi, który wraz z zaufanym małym zespołem stara się walczyć przeciwko Hydrze.

Twórcy serialu wyciągnęli dobre wnioski z nauczki, jakim była nieudana pierwsza, mocno proceduralna połowa poprzedniego sezonu, i starają się kręcić odcinki, które nie są oderwane od reszty, tylko zgrabnie łączą się w całość. Na razie wychodzi im to bardzo dobrze: pierwsze epizody ogląda się z przyjemnością, poprawę jakości widać gołym okiem, przedstawiane historie są ciekawe i dają nadzieję na to, że coś z tego serialu będzie. Scenarzystom należą się brawa za to, jak prowadzą głównych bohaterów, przedstawiają nowych oraz budują interakcje między nimi. Niepokoi jedynie oglądalność, która jest bardzo przeciętna i nie pasuje do jakości, którą zaczęli odznaczać się Agenci.

The Big Bang Theory (pl. "Teoria wielkiego podrywu" - przemilczę to tłumaczenie...)
Sezon 8
Obejrzane odcinki: 4

W finale poprzedniego sezonu Sheldon wybrał się w "podróż życia" i ten pomysł twórców okazał się kompromitującą klapą, ponieważ został kompletnie zmarnowany. Coraz mniej jest w tym serialu uroku, za który pokochały go miliony widzów. Fabuła skupia się głównie na związkowych perypetiach bohaterów, których miłosne problemy są coraz bardziej wtórne, nudne i - co najważniejsze - nieśmieszne. "The Big Bang Theory" stał się tak nieciekawą produkcją, że oglądanie kolejnych odcinków zawsze odkładam na najczarniejszą godzinę, kiedy już naprawdę nie mam co robić.
Once Upon a Time (pl. "Dawno, dawno temu")
Sezon 4
Obejrzane odcinki: 1

"Once Upon a Time" to serial, którego nigdy nie należy traktować poważnie. To lekka, pełna baśni produkcja, która z czasem stała się moim guilty pleasure, ponieważ zawsze ciekawie interpretowała znane mi z dzieciństwa baśnie i opowiadania (co wynagradzało okropne tanie efekty specjalne). Tym razem zabrano się za "Frozen" i - przynajmniej w pierwszym odcinku - wyszło z tego coś okropnego. Fabuła premierowego epizodu była bardzo chaotyczna, nudna i bez pomysłu. Aż tak mnie zniechęciła, że jeszcze nie sięgnęłam po następne odcinki. Nie wykluczam, że są o wiele lepsze od pierwszego, jednak nie znalazłam jeszcze w sobie tyle motywacji, aby osobiście się o tym przekonać.

Peaky Blinders
Sezon 2
Obejrzane odcinki: 1

"Peaky Blinders" to serial produkcji BBC, który rok temu zdobył serca krytyków oraz widzów. Ciekawa historia gangów z Birmingham z lat 20. XX ubiegłego stulecia, świetna gra aktorska, klimatyczna muzyka (głównie Nicka Cave'a i The White Stripes) oraz genialne zdjęcia spowodowały, że pierwszy sezon złożony z sześciu godzinnych odcinków oglądało się z prawdziwą przyjemnością. I szybko zamówiono drugą serię.

Obejrzałam jedynie pierwszy odcinek, jednak nie z powodu złej jakości, a braku czasu. Werdykt? Produkcja trzyma wysoki poziom poprzedniego sezonu. Pojawiają się ciekawe nowe wątki, nie zgubiono również po drodze specyficznego klimatu produkcji.


PREMIERY

Gotham
Obejrzane odcinki: 4

"Gotham" opowiada o mieście Batmana, zanim superbohater zaczął w nim rządzić i dzielić. Serial zaczyna się w momencie, w którym młody Bruce Wayne (David Mazouz) widzi śmierć swoich rodziców. Do miasta przybywa James Gordon (Ben McKenzie), podejmuje pracę w policji i obiecuje chłopcowi, że odnajdzie mordercę. W "Gotham" pojawiają się również inne postaci znane z komiksów, takie jak lokaj Alfred (Sean Pertwee), Oswald Cobblepot, przyszły Pingwin (Robin Lord Taylor), nastoletnia Selina Kyle, która w przyszłości zostanie Catwoman (Camren Bicondova) czy Edward Nygma, później The Riddler (Cory Michael Smith).

Pierwszym, co przychodzi na myśl podczas oglądania "Gotham" jest to, że twórcy starali się odtworzyć atmosferę komiksu w serialu. Według mnie aż za bardzo, ponieważ ta sztuczna komiksowość razi. Nie wątpię, że znajdą się miłośnicy takiego sposobu kreowania serialowej rzeczywistości, jednak mnie to bardzo przeszkadza. Również postacie nie przypadły mi do gustu: polubiłam jedynie Alfreda, który pojawia się na ekranie okazjonalnie, a główny bohater, Gordon, denerwuje mnie niemiłosiernie. Nie jestem pewna, czy będę kontynuować oglądanie "Gotham".

Selfie
Obejrzane odcinki: 2

"Selfie" jest sitcomem luźno opartym na musicalu "My Fair Lady" oraz postaci  Elizy Doolittle. Eliza Dooley (Karen Gillan) jest skrajnie egocentryczna i wręcz obsesyjnie dba o swój wizerunek na portalach społecznościowych. Choć w sieci jest śledzona przez tysiące osób, w prawdziwym życiu nie ma przyjaciół. Po upokarzającym incydencie Eliza postanawia zatrudnić speca od wizerunku, Henry'ego (John Cho), który ma pomóc jej sprawić, aby była lepiej postrzegana przez ludzi.

Nie, nie, nie, NIE. Jakoś przebrnęłam przez pilot i zdecydowałam się dać temu serialowi jeszcze jedną szansę, głównie ze względu na Karen. Obejrzałam drugi odcinek... I jestem na 99% pewna, że już nigdy nie obejrzę ani minuty "Selfie". Naprawdę ciężko się to ogląda. Twórcy mieli ciekawy pomysł, który w praktyce zawiódł na całej linii. Eliza wciąż mówi hashtagami oraz używa żenujących skrótów i sformułowań, a fabuła jest przewidywalna do bólu. Najważniejsze jest jednak to, że "Selfie" to produkcja kompletnie nieśmieszna, co skreśla ją już na starcie. W ciągu czterdziestu minut, które zdołałam przemęczyć, zaśmiałam się... dwa, trzy razy? Chciałabym o tym doświadczeniu zapomnieć.

Forever
Obejrzane odcinki: 4

Henry Morgan (Ioan Gruffudd) jest patologiem, który często już po pierwszym spojrzeniu na "pacjenta" potrafi rozpoznać przyczynę zgonu, trafnie ocenia również żywych. Postanowił poświęcić życie umarłym, ponieważ on sam nie może umrzeć: z nieznanej przyczyny żyje już ponad dwieście lat i szuka odpowiedzi, która pomogłaby mu zrozumieć ten dziwny fenomen. Henry jest nieoficjalnym (i nieocenionym) partnerem detektyw Jo Martinez (Alana De La Garza), której pomaga w rozwiązywaniu zagadek kryminalnych Nowego Jorku.

Owszem, brzmi to absurdalnie. Owszem, "Forever" nie należy do seriali, które stawiają sobie wyzwanie bycia ambitnymi. Zapewnia jednak przyjemną rozrywkę (i miłe widoki - tak, tak, to jedna z tych produkcji, którą postanowiłam sprawdzić ze względu na aktora), elementy humorystyczne nie rażą sztucznością, a dodatkowo relacja Henry'ego z przybranym synem, Abem (Judd Hirsch), jest tak urocza, że nie mam serca narzekać na ten serial. Wytrawny krytyk znajdzie pewnie sporo nieścisłości i absurdów, jednak dla mnie "Forever" jest produkcją, która poprawia humor i nie zmusza do myślenia, a i takie seriale są nieocenione. Z opinii innych wynika, że ma to być następca "Castle'a" - nie widziałam nigdy tego serialu (choć oczywiście wiele o nim słyszałam), jednak myślę, że można "Forever" polecić miłośnikom tej serii.

How to Get Away with Murder
Obejrzane odcinki: 6

Akcja serialu skupia się na grupce studentów prawa, którzy służą pomocą wykładowczyni oraz adwokat, Annalise Keating (Viola Davis), biorąc czynny udział w sprawach, którymi ta się zajmuje (i często odwalając za nią całą robotę). Fabuła rozgrywa się w dwóch przestrzeniach czasowych: okresie, gdy studenci uczą się od ambitnej i twardej prawniczki, jak wywinąć się od morderstwa, oraz akcji toczącej się kilka miesięcy później - gdy zostają wplątani w zabójstwo.

"How to Get Away with Murder" jest dla mnie jednym wielkim paradoksem. To serial pełen absurdów (o wiele poważniejszych niż w przypadku opisanego wyżej "Forever"), sprzeczności i rzeczy, które nie mają prawa się zdarzyć, jednak coś mnie do niego ciągnie i każdy odcinek oglądam niemalże z wypiekami na twarzy. Nie jestem nawet w stanie jednoznacznie stwierdzić, co sprawia, czekam na kolejny odcinek z niecierpliwością. Może to, że w każdej minucie jest ciekawie oraz intrygująco, a większość postaci mnie nie denerwuje (co ostatnio zdarza się coraz rzadziej)? Oby twórczyni "How to Get Away with Murder", Shonda Rhimes, nie zrobiła z tego przyjemnego kryminału drugich "Chirurgów", którzy opierają się głównie na melodramatyczności. Chociaż patrząc na mój stosunek do tej produkcji, skłaniam się ku temu, że i wtedy bym ją oglądała.

The Affair
Obejrzane odcinki: 2

Centralnym motywem serialu jest romans (niespodzianka!) między pisarzem Noah Sollowayem (Dominic West) a kelnerką Alison Lockhart (Ruth Wilson).

Opis serialu jest bardzo enigmatyczny, ale mówi wszystko, co widz powinien wiedzieć przed włączeniem pierwszego odcinka. Brzmi nudno, jednak pozory bardzo mylą: to jedna z lepszych nowych produkcji w amerykańskiej telewizji. Zwraca uwagę ciekawa narracja (pół odcinka poświęcone jest wersji zdarzeń Noah, a pół Alison), piękna muzyka, ładne kadry i melancholijny nastrój. "The Affair" to produkcja dla tych widzów, którzy oczekują od serialu czegoś więcej.

2 komentarze:

  1. W połowie przypadków nawet nie wiem o czym piszesz - serialowo jestem bardzo zacofana. Lubię "Teorię..." i mam w planach "How To Get Away...". I to na razie tyle. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od How to Get Away with Murder ciężko się oderwać, tam ciągle się coś dzieje :)

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...