spojlery!
Przed emisją finału sezonu "Doctora Who" można być pewnym jednego: będzie mnóstwo emocji, akcji, dramatów i łez. Nie zawsze jednak ostateczna ocena jest pozytywna. Tym razem Stevenowi Moffatowi udało się napisać świetny odcinek, który nie rozczarował, co ostatnio zdarzało się zbyt często. Stworzył śmierć (dużo śmierci...) i zniszczenie - jak zwykle - jednak oprócz tego finał trzymał dobry, równy poziom.
Tak, jak myślałam (moje ulubione wyrażenie), Ziemia Obiecana nie była prawdziwymi zaświatami, a 3W i krzyki ludzi mających zostać skremowanymi okazały się jedynie fasadą. Tylko czy dotarło to do straumatyzowanych przez Moffata w "Dark Water" dzieci (nadal uważam ten pomysł za niewybaczalny)? Skakanie po ludzkiej historii i zbieranie zmarłych do "chmury" to plan godny Mistrza i ciekawe rozwiązanie - nie mam do tego żadnych zastrzeżeń. Chyba każdy chciałby mieć milionową armię Cybermanów (z napędem odrzutowym!), gotową wykonać każdy rozkaz. Nie? Okazuje się, że nie do końca. Przekazanie władzy Doktorowi to najlepsza zagrywka ze strony Mistrza. I - biorąc pod uwagę przebieg ósmego sezonu - do samego końca nie byłam pewna, jaką decyzję podejmie Dwunasty.
Ostatnio wspominałam, że coś nie leży mi w nowym wcieleniu Mistrza. W "Death in Heaven" pokochałam je, ponieważ w końcu zobaczyłam szaleństwo. W wykonaniu Michelle Gomez Mistrz to mordercza Mary Poppins, która zamiast chronić dzieci, chce sprawić, by do śmierci żyły w strachu. Jest okrutna i zabija z uśmiechem na ustach. Tylko czy musiała zabijać Osgood, i to akurat wtedy, gdy pomyślałam, że ta mogłaby być nową towarzyszką Doktora? I bez tego było widać, że jest pozbawiona wszelkich skrupułów. Moffat pozbawił nas kolejnej ciekawej, mądrej postaci, która miała wielki potencjał do rozwoju i mogła pojawić się jeszcze w niejednym odcinku. Czy Mistrz ponownie wróci do "Doctora Who"? Co do tego nie mam najmniejszej wątpliwości. Tego Władcy Czasu nie zabije nic, ponieważ przy życiu podtrzymuje go nienawiść do Doktora.
Danny, Danny, Danny... Nie będę ukrywać: płakałam. Chłopak Clary dostał piękne zakończenie, na które chyba nawet do końca nie zasługiwał. Niech mu będzie, w końcu umiera! Warto zapamiętać go jak najlepiej. Miłość to największa siła na świecie i potrafi przezwyciężyć wszystko - to takie oklepane, ktoś powie. Owszem, jednak pasuje idealnie do "Doctora Who", to wręcz istota tego serialu, i nie widzę innego rozwiązania, które dałoby podobny efekt. Danny do swojej ostatniej chwili pokazał odwagę godną prawdziwego żołnierza (chociaż myślę, że on by się na to stwierdzenie obraził) i mnóstwo uczuć. Mimo bycia Cybermanem.
Dlaczego Clara i Doktor tak upodobali sobie wzajemne oszukiwanie się? Szczera rozmowa rozwiązałaby wiele problemów tej dwójki. Scena ich spotkania w kawiarni wycisnęła ze mnie najwięcej łez. Pustka zamiast upragnionego Gallifrey i rozpacz Dwunastego to okrutny widok. Oglądanie, jak Clara próbuje powstrzymać się od płaczu to również okrutny widok. Ale ich uścisk był chyba najokrutniejszym z widoków. A nich cię, Moffat.
Dwuodcinkowy finał ósmego sezonu "Doctora Who" ogląda się świetnie, nie męczy wziętymi wprost z kosmosu zwrotami akcji i sprawia, że kolejny odcinek chce się obejrzeć już teraz. Oczywiście, finał nie jest idealny (sceny w samolocie są pełne absurdów i gdybym miała je wszystkie wymienić, zajęłoby mi to trzy godziny), jednak dał fanom to, czego oczekują od swojego ulubionego serialu: ponad półtorej godziny pełnej czystych emocji. I Mistrza, rzecz jasna. A już w Boże Narodzenie do Doktora trafi Święty Mikołaj. Nie zdziwiłabym się, gdyby i on okazał się Władcą Czasu (worek większy w środku!).
_____________________________________
Pierwszy gif ze specjalną dedykacją dla Sztućca!
Ten tekst to mniej recenzja, a bardziej zbiór luźnych myśli. Jakoś nie mogłam zmusić się do obiektywizmu. Chyba za bardzo kocham ten serial, żeby nawet w przypadku finału zachować chłodny spokój :)
Mała modyfikacja czołówki sprawiła mi tyle radości, co pierwszy śnieg w roku w przypadku dzieci. Serio.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz