spojlery
Twórcy "Supernatural" znów stchórzyli, proponując odważny motyw, nakręcając szum wokół niego, by następnie szybko zamieść sprawę pod dywan. Dean był demonem przez całe trzy odcinki. Impreza się skończyła, czas wrócić do domu.
Oglądanie Deanmona to czysta przyjemność. Jasne, nie zdążył się jeszcze tak naprawdę wykazać, jednak liczyłam, że z biegiem czasu dodawane będą do tego wcielenia kolejne rysy. Jensen Ackles pokazał, że potrafi grać nie tylko emocjonujące sceny: widać było, że kreowanie demona jest dla niego samą przyjemnością. A paralele z "Lśnieniem" Kubricka i postacią Torrance'a - bordowa koszula, zaglądanie przez dziurę w drzwiach, niebezpieczne narzędzie w dłoni i błędny uśmiech psychopaty - to perełka, jedna z tych chwil, dla której warto nadal oglądać ten serial. I co zrobili scenarzyści w odcinku "Soul Survivor"? Tak, macie rację: uleczyli Deana. Sam nawet za bardzo nie musiał się wysilać. Pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że demoniczna natura starszego Winchestera powróci, ponieważ inaczej to byłoby strzelenie sobie w stopę przez twórców. Trzy pierwsze odcinki dziesiątego sezonu były świetne, czwarty - gdy Sam i Dean wybrali się starym zwyczajem na rozwiązanie sprawy tygodnia - nudny i wtórny. Chyba czas rozpocząć kampanię społeczną pt. BRING DEANMON BACK ANNO DOMINI 2014.
Tak bardzo się z tobą zgadzam... |
Cieszy, że przystopowano trochę z wątkiem anielskiej wojny w Niebie. Co prawda można podejrzewać, że przez cały sezon będzie się przewijać w tle, jednak na razie nie męczy. Castiel i Hanna (Erica Carroll) powoli stają się świetnym duetem, a ich interakcje wydają się być szczere i ciekawe. Oby i tego scenarzyści nie zniszczyli. W dziesiątym sezonie znalazło się nawet miejsce dla Metatrona (Curtis Armstrong), znienawidzonego przez miłośników serii bardziej niż Lucyfer. Były boży skryba znów coś knuje i doświadczenie mówi mi, że nie wyjdzie z tego nic dobrego. Na razie bardziej straszy niż działa, jednak można spodziewać się niedługo jego ucieczki. A tymczasem Cas zyskał trochę Łaski, choć sposób, w jaki ją dostał, był według mnie idiotyczny. Teraz ma u Crowleya dług do spłacenia. I na co mu to było?
Już od kilku lat Crowley jest postacią, która utrzymuje "Supernatural" na przyzwoitym poziomie. To jego wątki ogląda się najlepiej, z jego żartów śmieje się najbardziej i jego pomysły zdają się być najsensowniejsze. Crowley pokazuje, że mimo małego załamania za sprawą "leczenia" Sama pod koniec ósmego sezonu, wciąż jest okrutnym królem demonów, który chce rządzić Piekłem. Chyba już przebolał odrzucenie Deana (choć wciąż nostalgicznie przegląda wspólne selfies na smartfonie), który nie był zainteresowany miejscem na piekielnym tronie, i przygotowuje kolejny demoniczny plan.
Wilkołaczy odcinek "Paper Moon" był ogromnym krokiem w tył, nudził i nie oferował żadnej rozrywki. Jaki jest sens kręcenia takich epizodów na etapie, w którym jest ten serial? Nie dowiedzieliśmy się nic nowego (wprawdzie Dean wyznał, że nie jest gotowy wrócić do "pracy", jednak chyba dla nikogo ta wiadomość nie była niespodzianką), a główna fabuła stała w miejscu. Chociaż już nawet nie jestem pewna, co właściwie tą główną fabuła na dziesiąty sezon jest: przed startem serii byłam pewna, że cały rok będzie kręcić się wokół demoniczności Deana, jednak teraz już nie jestem tego taka pewna. Pozostaje jedynie modlić się o to, by scenarzystom wrócił rozum do głowy.
_______________________________________
Już dzisiaj w nocy szczególny, 200. odcinek "Supernatural". Czeka nas coś, czego jeszcze w serialu nie było: musical!
Jak już pisałam Ci wcześniej, jestem mało serialowa. Skończyłam "House od Cards" i jakoś nie mogę nic dla siebie znaleźć, w związku z czym chyba wrócę do Laury Palmer i obejrzę całość, zanim nakręcą kontynuację.
OdpowiedzUsuńKontynuacja "Twin Peaks" to chyba serialowy news roku :) Też muszę sobie przypomnieć serial, bo oglądałam już w tak zamierzchłych czasach, że niewiele pamiętam.
Usuń