sobota, 17 stycznia 2015

Agent Carter 1x01 i 1x02: Odlotowa agentka

bez spojlerów

Jeśli jesteście w podobnym wieku, jak ja, pewnie kojarzycie kreskówkę Odlotowe agentki, w której trójka nastolatek potajemnie walczyła ze złem, używając w tym celu różnych wymyślnych gadżetów, takich jak laser w szmince czy nawigacja w puderniczce. Nowe dziecko Marvela, czyli serial Agent Carter, od razu skojarzyło mi się z tamtą serią – i jest to skojarzenie jak najbardziej pozytywne.

Fabuła serialu stacji ABC rozpoczyna się w 1946 roku, już po dramatycznych wydarzeniach pokazanych w Kapitanie Ameryce. Peggy Carter (w tej roli Hayley Atwell) pracuje w SSR (Strategic Scientific Reserve), tajnej organizacji, poprzedniczki SHIELD. W opanowanym przez mężczyzn świecie (nie tylko) szpiegostwa Peggy stara się pokazać swoją wartość. Dodatkowo, w tajemnicy przed przełożonymi, podejmuje się oczyszczenia reputacji Howarda Starka (Dominic Cooper), którego oskarżono o nielegalny handel śmiertelną bronią. W tym zadaniu Peggy pomaga Edwin Jarvis (James D'Arcy), lokaj Starka.

Jak doszło do tego, że Peggy Carter, która nie jest ani superbohaterką, ani nikim bardzo ważnym w komiksach, dostała swój własny serial? Już w „Kapitanie Ameryce” zyskała sporą rzeszę fanów, ponieważ została pokazana jako kobieta, która nie da sobą pomiatać, bezkompromisowa i inteligentna. Obraz ten dopełniła krótkometrażówka, One Shot: Peggy Carter, która cieszyła się dużą popularnością. Wtedy zaczął wykluwać się pomysł na serial z Peggy i w efekcie ruszyła produkcja krótkiej, ośmioodcinkowej serii, która jest przerywnikiem między dwoma częściami najnowszego sezonu Agents of SHIELD.


Dwa pierwsze odcinki jasno pokazują, czego możemy spodziewać się po „Agent Carter”: dobrej rozrywki, która jednak nie spycha na boczny tor problemów społecznych. Dbanie o wiarygodność czasów, w jakich rozgrywa się fabuła, jest jednym z największych plusów produkcji. Nie można nie pamiętać, że lata 40. ubiegłego wieku nie były najszczęśliwszym okresem dla kobiet, które wciąż były marginalizowane przez mężczyzn. Peggy, traktowana przez kolegów z pracy bardziej jak sekretarka niż współpracowniczka, oczywiście jest tego świadoma, lecz zamiast nieustannego wściekania się na nich, wykorzystuje to do własnych celów. Świetna jest chociażby scena, w której Carter dostaje się na zamknięte dla niej spotkanie, przynosząc kolegom herbatę, i w ten sposób zyskuje niezbędne dla niej informacje. W pilocie poruszono również kwestię zwalniania kobiet po wojnie, ponieważ nie było już miejsc pracy dla mężczyzn, którzy wrócili do kraju. Niby drobiazg, a podnosi jakość produkcji. 

Jak wspomniałam, Peggy Carter została wykreowana już w filmie z Kapitanem Ameryką, to tam nadano jej najważniejsze cechy i zarysowano postać, więc twórcy serialu mają ułatwione zadanie: do nich należy jedynie pogłębienie charakteru i dbanie o spójność zachowania. Na razie wychodzi im to bardzo dobrze, Peggy jest postacią, którą łatwo pokochać i jej kibicować – rzecz niezbędna w produkcji tego typu. Twórcy muszą jednak pamiętać o tym, aby nie przesadzić w drugą stronę, ponieważ jeżeli Carter będzie zawsze wszystko się udawać, a kolejnych przeciwników będzie pokonywać bez jakichkolwiek trudności, szybko znudzi się widzom i zacznie ich irytować. Miejmy nadzieję, że scenarzyści zaplanowali dla Peggy sporo wyzwań.


Udaną postacią jest Jarvis. Co z tego, że D'Arcy gra dość stereotypowego, flegmatycznego Anglika? Myślę, że gdyby każdy amerykański serial miał swojego Edwina Jarvisa, to świat byłby lepszy. Lokaj Starka dodaje „Agent Carter” tak ważnego dla serii komizmu. Peggy i Jarvis mają świetną chemię – widać, że aktorzy na planie dobrze się rozumieją i tworzą fantastyczny duet. Serial jest najlepszy właśnie wtedy, gdy na ekranie jest ta dwójka.

Sam główny wątek próby oczyszczenia Starka z niesprawiedliwych oskarżeń jest prosty, nieskomplikowany i trochę wtórny, nie zmienia to jednak faktu, że pierwsze dwa odcinki „Agent Carter” ogląda się z przyjemnością i niecierpliwie czeka się na kontynuację. Zamknięcie historii w ośmiu odcinkach gwarantuje brak niepotrzebnych dygresji, rozwlekanych do granic możliwości wątków oraz epizodów niezwiązanych z główną osią fabularną. Moja ocena początku serialu jest bardzo pozytywna: jako że uwielbiam postać Peggy Carter, miałam spore wymagania przed emisją i nie rozczarowałam się tym, co zaprezentowano nam w premierowej odsłonie.

________________________________________

Gify stąd i stąd.

Planowałam wpis o nominacjach do Oscarów, jednak doszłam do wniosku, że moich przemyśleń jest za mało jak na cały post, więc napiszę tylko jedno: bardzo cieszę się z docenienia "Whiplash" i "Grand Budapest Hotel" :)

PS.: Śniło mi się dzisiaj, że dostałam Oscara za bycie producentem filmu, o którym nikt nic nie słyszał <3 Nie byłam na gali, więc statuetkę przysłano mi pocztą, razem z czteropakiem piwa!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...