sobota, 21 czerwca 2014

Ghost Stories: Melancholijna opowieść ducha

Wyobraź sobie, że dryfujesz na środku oceanu i grzejesz się w słońcu, słuchając szumu fal oraz okazjonalnych krzyków mew. Wyrównujesz oddech i zanurzasz się w swoich myślach. Nic ci nie przeszkadza, nic cię nie rozprasza. Tak właśnie odebrałam najnowszą płytę Coldplay, "Ghost Stories", którzy po swoim najbardziej żywiołowym i radosnym albumie w postaci "Mylo Xyloto" wydali krążek najbardziej spokojny i stonowany.

"Ghost Sories" powstał po tym, gdy Coldplay odnieśli już chyba największy sukces, na jaki zespół może współcześnie liczyć. Ich płyty sprzedają się w milionach, Brytyjczycy zarabiają mnóstwo pieniędzy, a na ich koncerty przychodzą dziesiątki tysięcy ludzi, którzy znają każde słowo każdej piosenki. Trasa "Mylo Xyloto" eksploatowała każdy aspekt tego statusu: koncerty odbywały się w miejscach i atmosferze, które pozwalały na wykonywanie monumentalnych utworów. Tym razem Coldplay postawili na wyciszenie i spokój. 

Nowy album formacji pełen jest prostych, ale pięknie zaaranżowanych utworów. Nawet teksty piosenek są oszczędne, jakby Chris Martin nie chciał nimi zakłócać stonowanego nastoju płyty. Nie znajdziemy tutaj poezji na miarę największych twórców liryki, czy nawet wcześniejszych tekstów Martina. Metafory są proste i nieprzekombinowane, a tym samym sprawiają wrażenie do bólu szczerych. To właśnie ten ból znajduje się na pierwszym miejscu i jest uczuciem, które wyziera z "Ghost Stories". 


Już "Always In My Head", pierwszy utwór na płycie, zapowiada jej nastrój. Dominuje tutaj uczucie opuszczenia i depresji, a najbardziej smutnym (i zarazem najlepszym) fragmentem tekstu jest My body moves / Goes where I will / But though I try my heart stays still. Pierwszy singiel z płyty, "Magic", jest już trochę bardziej optymistyczny. Przez całą piosenkę słychać rytmiczną perkusję, która dodaje jej charakteru. "Ink" operuje metaforą porównującą miłość do tatuażu: pozbycie się jej z organizmu jest o wiele bardziej bolesne, niż jej zaszczepienie. Może to i wyświechtany motyw (co zdążyło już zauważyć kilkoro recenzentów), ale Coldplay na "Ghost Stories" wcale nie chodzi o innowacyjność, bardziej o wytworzenie określonego nastroju, a to udaje się im całkowicie. Najbardziej takim właśnie nastrojowym utworem na płycie z pewnością jest "Midnight", gdzie artyści łączą melodykę znaną z pierwszej płyty, "Parachutes", z dobrodziejstwami najnowszych trendów w muzyce. Wychodzi magicznie. Gdy słucham tego utworu, czuję się, jakby otaczały mnie te tytułowe duchy. 

Moimi ulubionymi utworami na płycie są zdecydowanie "Another's Arms" oraz "Ghost Story" (tę drugą piosenkę można znaleźć niestety jedynie na wersji deluxe albumu). "Another's Arms" wyróżnia się melodyjnym wokalem kobiecym oraz głębokim głosem Martina, do którego na początku nie mogłam się przyzwyczaić, a który przypomina mi wokal Chrisa z "Moving to Mars", b-side'u z "Mylo Xyloto". Jestem zdania, że nastojem pasowałby on do najnowszego albumu grupy. "Ghost Sotry" wyróżnia się bardziej dynamicznym nastojem dzięki akustycznej gitarze, która gra w utworze główną rolę. Chociaż muzyka mówi nam, że powinno być bardziej optymistycznie, słowa przypominają o smutnym charakterze całego wydawnictwa: Maybe I'm a ghost / Just a whisper in a puff of smoke / A secret that nobody knows / No one will ever hear. 


Nie miałam większej ochoty pisać o "A Sky Full of Stars", najnowszym singlu z płyty, ale nie chcę, żeby wyszło na to, że uważam "Ghost Stories" za płytę bez wad. Co myślę o tym wytworze, efekcie kolaboracji z Avicii, szwedzkim DJem i producentem muzycznym? Że wyszła z tego najsłabsza piosenka na albumie, coś, co niebezpiecznie przypomina mi "We Found Love" Rihanny, i co mogę zaakceptować jedynie tańcząc na parkiecie. Nie pasuje kompletnie do nastroju "Ghost Stories" i na kilometr można wyczuć, że to typowy singiel, obliczony na to, by przyciągnąć do płyty jak najwięcej ludzi. Zgadzam się z tym, ze album potrzebował czegoś mocniejszego, jakiegoś przełamania w tych stonowanych piosenkach, jednak można było zrobić to inaczej: zamiast kierować się w stronę nieskomplikowanej elektroniki, wykorzystać prawdziwe instrumenty, w głównej mierze gitarę. Myślę, że wtedy ten utwór spodobałby mi się, a wyszło tak, iż został moją "czerwoną latarnią" i najmniej lubianą kompozycją w całej twórczości Coldplay. Chociaż muszę przyznać, że teledysk wyszedł chłopakom sympatyczny. 

"Ghost Stories" to album, który nie musi spodobać się po pierwszym przesłuchaniu. Tak było ze mną, oddaną fanką zespołu. Wystarczy jednak wsłuchać się w ten ocean spokoju i można odkryć w nim piękno, którym czwórka z Wielkiej Brytanii zauroczyła świat w 2000 roku.

_________________________________________

To moja pierwsza w życiu recenzja muzyczna, mam nadzieję, że wyszła przyzwoicie ;) Wszystkie gify pochodzą z tego niesamowitego tumblra.

3 komentarze:

  1. Ta płyta jest po prostu magiiiiiiiczna (zresztą nawet nazwałam tak playlistę z GS na spotify) <3 "A Sky..." po tysięcznym odsłuchu mnie jednak przekonało, chociaż szkoda, że poszli w aż tak mocny mainstream, biorąc pod uwagę, że przecież przy poprzednich płytach udawało im się wydawać single odnoszące sukcesy. Trochę to wszystko na siłę, no ale...
    I tak jest cudownie, a album generalnie jest niesamowicie przyjemny <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakie ty masz piękne recenzje *______* Nie dość, że idealnie napisane pod względem i treści i stylistycznym to jeszcze gify i wszystko. A Ghost Stories jest idealne żeby właśnie zanurzyć się w muzyce na kilkadziesiąt minut, tak jak np niektóre albumy radiohead czy soundtracki z DW, ten klimat.

    ~sztuciec jak coś

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałam nawet dodać coś o Radiohead do recenzji, ale zapomniałam ;p
      Dzięki <3

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...