„Tak, tak to sobie tłumacz”,
myślę, sięgając po kolejny odcinek ulubionego serialu, następną czytaną
równocześnie książkę czy jeszcze jeden film. Mój leniwy umysł już dawno uznał,
że to wszystko zalicza się do robienia „czegoś pożytecznego” i „nie marnowania
czasu”. Nie wątpię, że w końcu tego pożałuję, jednak teraz moje sumienie wydaje
się być spokojne. I tego się trzymajmy!
Oto podsumowanie mojego
prywatnego roku w popkulturze (w tej części jedynie seriale, ponieważ aż za
bardzo się na ten temat rozpisałam):
SERIALE
Styczeń 2014 powitaliśmy kolejnym
sezonem „Sherlocka” produkcji
BBC. I o ile pierwszy z trzech nowych odcinków, „The Empty Hearse”, był zabawnym i ciekawie napisanym ukłonem w stronę
najwierniejszych fanów produkcji, o tyle kolejne części rozczarowały. Geniusz
serialu Stevena Moffata i Marka Gatissa został zastąpiony nie
zawsze działającą logiką, zbyt wieloma wstawkami komediowymi oraz bezbarwnym
antagonistą. Oby nowy sezon przyniósł poprawę jakości.
Na Walentynki od Netflixa
otrzymaliśmy kolejne trzynaście rozdziałów współczesnej wariacji na temat
szekspirowskiego „Makbeta”,
czyli „House of Cards”. Podobnie
jak rok wcześniej, i tym razem ten polityczny thriller odznaczał się
przemyślaną fabułą oraz genialnymi rolami Kevina
Spaceya oraz Robin Wright.
Według mnie ten sezon był minimalnie gorszy od pierwszego, jednak i tak „House
of Cards” jest jedną z najlepszych produkcji roku. Trzecia seria będzie
dostępna już 27 lutego!
Największym zaskoczeniem roku zdecydowanie
uznaję gwałtowny skok w górę jakości „Marvel’s
Agents of SHIELD”. Już przed premierą serial należący do uniwersum
Marvela budził niebywałe zainteresowanie i wiele po produkcji braci Whedon się spodziewano. Niestety,
serial okazał się być jedynie przyjemnym w oglądaniu proceduralem z pobieżnie
napisanymi postaciami i płytkimi historiami. Wszystko zmieniło się w kwietniu ubiegłego
roku, gdy do kin trafił świetnie oceniany „Kapitan
Ameryka: Zimowy Żołnierz”: fabuła „Agentów” została połączona z
wydarzeniami, które rozegrały się w filmie, co pozytywnie wpłynęło na jakość
serialu. W drugim sezonie poziom utrzymuje się na dobrym poziomie. Brak jedynie
wyższej oglądalności, która od ręki gwarantowałaby zamówienie kolejnej serii.
Kwiecień to również start
dziesięcioodcinkowego „Fargo”, który jest luźno oparty na kultowym już filmie
braci Coen z 1996 roku. Obawy przed premierą były ogromne: czy twórcom uda się
zmierzyć z oryginałem? Czy warto jest wystawiać na szwank ten tytuł? Na szczęście
okazało się, że strach ma wielkie oczy i telewizyjne „Fargo” to świetna
produkcja, w której czuć klimat filmowego pierwowzoru. Oprócz ciekawej i
specyficznej historii dostaliśmy genialne kreacje Martina Freemana, Billy’ego
Boba Thorntona oraz Allison Tolman, której rola zastępcy szeryfa, Molly
Solverson, pozwoliła na pokazanie talentu szerszej widowni. Zamówiono drugą
serię „Fargo”, która opowie inną historię i zaangażuje innych aktorów.
W maju byliśmy świadkami bardzo
krwawego finału drugiej serii „Hannibala”, z genialnym Madsem Mikkelsenem w roli
tytułowej. Tym razem tytuły poszczególnych odcinków były nazwami potraw z kuchni
japońskiej (niezmiennie od dwóch lat czekam na kuchnię polską!), zaś Hannibal i
Will Graham prowadzili ze sobą bardzo niebezpieczną psychologiczną grę.
Ponownie dostaliśmy świetne ujęcia, gęsty klimat oraz przemyślaną fabułę. Jeden
z moich ulubionych seriali w tym roku.
Również w maju premierę miał
pierwszy odcinek brytyjskiego „Happy Valley”, serialu, który obejrzałam dopiero
w grudniu. Produkcja o niepozornie brzmiącym tytule okazała się być dobrze poprowadzonym
thrillerem, niespodziewanie brutalnym i niepokojąco prawdopodobnym. Historia
porwania kobiety i jej poszukiwania przez sierżanta Catherine Cawood (w tej
roli Sarah Lancashire) okazała się tak dobra, że została nagrodzona świetną
oglądalnością oraz zamówieniem kolejnej serii.
Wakacje w tym roku były czasem, w
którym pojawiło się kilka ciekawych produkcji. Dobre recenzje zbierały takie
produkcje, jak „Penny Dreadful”, „Halt and Catch Fire” (oba seriale zaczęłam i
nie dokończyłam, co muszę nadrobić) oraz „The Leftovers” (dla mnie
rozczarowanie; hype był ogromny, a
serial mało fascynujący – oto moja recenzja pierwszego odcinka). Powrócił
również serial „Orphan Black” produkcji BBC America, z genialną Tatianą Maslany
w kilku rolach klonów. Drugi sezon trochę mnie zawiódł, ponieważ aż za bardzo
roiło się w nim od absurdów. Duże oczekiwania miałam po „The Strain” od Guillermo
del Toro i Chucka Hogana, ponieważ miał być to powrót do korzeni opowieści o
wampirach, bezlitosnych istot, które nie liczą się z niczym. I zawiodłam się tą
produkcją, ponieważ, mimo kilku dobrych pierwszych odcinków, serial ewoluował w
stronę bezmyślnego tworu, w którym liczy się tylko akcja, zaś logika i
jakikolwiek sens ulotniły się wraz z przybyciem tajemniczego wirusa. Pierwszy
sierpnia był dniem premiery ostatniego, krótszego sezonu „The Killing”, czyli
serialu, który już dwa razy był anulowany i dwa razy wskrzeszany (tym razem
przez platformę Netflix). Chociaż wątek sprawy prowadzonej przez Linden i
Holdera był napisany dość przeciętnie, fani produkcji dostali ładne zakończenie,
dzięki któremu „The Killing” zostanie dobrze zapamiętane.
Na temat produkcji, które
rozpoczęły się w regularnym sezonie, czyli we wrześniu/październiku, napisałam
już obszerny wpis, więc nie będę się powtarzać. Udało mi się również zamieścić
tekst o każdym z odcinków „Doctora Who”, co uważam za niezwykły sukces ;) Napisałam również kilka recenzji "Supernatural". Do
wglądu są również recenzje „Sleepy Hollow”, które pisałam dla Hataka (który w
międzyczasie zmienił nazwę na NaEKRANIE i jeszcze nie wszystko poprawnie tam
działa, więc niektóre moje teksty mogą się nie wyświetlać).
Co powinnam nadrobić z seriali,
które zostały wyemitowane w 2014 roku? Na pierwszym miejscu zdecydowanie
znajduje się „True Detective”, którego wręcz nie wypada nie znać. Do mojej
listy dołącza również „The Missing”, zbierający świetne recenzje serial BBC o
zaginięciu małego chłopca na wakacjach we Francji, oraz wspomniane już wyżej „Penny
Dreadful” i „Halt and Catch Fire”. Powoli nadrabiam również takie tytuły,
jak „Homeland”, „Shameless” oraz „Arrow” (na razie obejrzałam po pierwszym
sezonie każdego). A może wy oglądaliście w ubiegłym roku coś, o czym nie
wspomniałam i co moglibyście mi polecić? Byłabym wdzięczna za propozycje : )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz