poniedziałek, 7 lipca 2014

Amerykańscy bogowie: Mitologiczna wędrówka po Ameryce

małe spoilery? dotyczące pierwszych rozdziałów, jednak wolę ostrzec

Nadchodzi wielka wojna między starym a nowym, zapomnianym a kultywowanym. "Amerykańscy bogowie" pióra Neila Gaimana to fascynująca opowieść o narodzinach i zmierzchu wierzeń, o ludzkiej pamięci i konflikcie pokoleniowym. Wraz z Cieniem, protagonistą powieści, wyruszamy w magiczną podróż po współczesnej Ameryce, naszpikowaną mitologią z całego świata.

Cień za kilka dni ma opuścić więzienie, do którego trafił za pobicie. Z niecierpliwością na to czeka: jak najszybciej chce wrócić do swojej ukochanej żony, Laury, i zacząć z nią nowe życie. Dowiaduje się jednak, że Laura zginęła w wypadku samochodowym. Gdy w samolocie Cienia zaczepia dziwny mężczyzna, każący nazywać siebie panem Wednesdayem i wiedzący o Cieniu zdecydowanie zbyt dużo, mężczyzna zgadza się zostać jego ochroniarzem, nie widząc większego sensu w powrocie do dawnego życia. Rozpoczyna się wędrówka Cienia, który bez słowa sprzeciwu wykonuje często niezrozumiałe polecenia swojego nowego pracodawcy.

Szybko dowiadujemy się, że pan Wednesday jest w rzeczywistości Odynem, nordyckim bogiem. Chce przewodzić wojnie przeciwko nowym bóstwom, które są wyznawane przez współczesnych Amerykanów: bożkom telewizji czy Internetu. Według Wednesdaya to oni stoją za upadkiem dawnych bogów, którzy tracą swoją moc, ponieważ nikt już w nich nie wierzy. Podczas lektury poznajemy cały arsenał postaci pochodzących z mitologii z całego świata: nordyckiej, irlandzkiej, egipskiej czy indyjskiej. Gaiman z sukcesem żongluje mitami i przypowieściami, tworząc ponury świat, w którym nie ma już miejsca dla bogów najsławniejszych mitologii. Nie zawsze od razu podaje nam na tacy prawdziwe imię danej istoty, każąc nam nieustannie zastanawiać się i sprawdzając naszą wiedzę na temat dawnych wierzeń. Zawsze fascynowały mnie mitologie, więc odkrywanie tożsamości kolejnych bohaterów było dla mnie kolejną atrakcją w trakcie czytania.


"Amerykańscy bogowie" to powieść oparta na klasycznym motywie drogi. Cień przemierza Amerykę, wykonując powierzone mu przez Wednesdaya zadania, i równocześnie odbywa swoją podróż życia. Żyje z dnia na dzień, nie mając żadnego punktu zaczepienia. Dla swojego pracodawcy jest więc w stanie zrobić właściwie wszystko, narażając swoje zdrowie i życie. Nie widzi żadnego końca w swojej drodze, która jest dla niego wędrówką donikąd. Nie jest też w stanie powiedzieć, kim sam właściwie jest. Zastanawia się, dlaczego Wednesday wybrał właśnie jego i z jakiej przyczyny śnią mu się nader realistyczne sny. Jakby tego było mało, jego zmarła żona nabiera nawyku odwiedzania go, prowadząc z nim rozmowy, których Cień wolałby uniknąć. Postać Laury jest bardzo ciekawa, ponieważ nie istnieje tylko po to, by dać coś do zrozumienia głównemu bohaterowi (co zdarza się w literaturze czy filmach zdecydowanie zbyt często), ale jest też ważną częścią fabuły. Jest to bohaterka bardzo niejednoznaczna, niecałkowicie potępiona, ale też nie do końca odkupiona.

Niejednoznaczność jest w "Amerykańskich bogach" elementem powracającym bardzo często. Niejednoznaczna jest wspomniana Laura, pan Wednesday, nowi bogowie czy sam Cień. Gaiman nie ocenia, nie stara się nam narzucić interpretacji. Tak kreuje swoich bohaterów, aby czytelnik sam zdecydował, jak ocenić daną postać. Według mnie jest to jeden z największych sukcesów tej powieści, ponieważ tworzenie tak wielowymiarowych postaci (nie tylko tych głównych, ale także drugoplanowych czy epizodycznych!) jest we współczesnej literaturze często bagatelizowane.

"Amerykańscy bogowie" to jedna z najlepszych powieści, jakie czytałam. Posiada wszystko, czego oczekuję od literatury: odpowiedni klimat, niedosłowność oraz intrygujących bohaterów. Dodajmy do tego element mitologiczny i już wiadomo, że dla mnie to książka idealna.

_______________________________  

O "Amerykańskich bogach" mogłabym napisać jeszcze bardzo dużo, bo powieść Gaimana jest wdzięcznym tematem do analizy na wielu płaszczyznach. Może kiedyś się o to pokuszę ;) 
Po wielu turbulencjach chyba w końcu uda się stworzyć serial na podstawie książki (od kilku lat mówiono o HBO, ale kablówka wycofała się z projektu) dzięki stacji Starz. Zamieszany jest w to Bryan Fuller, twórca "Pushing Daisies" czy nowego "Hannibala", więc mam spore oczekiwania!

Na portalu Hatak.pl można przeczytać moją recenzję "Pana Mercedesa" Stephena Kinga, zapraszam do lektury :)

Obejrzałam drugi odcinek "The Leftovers": jest trochę ciekawszy od pilota, ale nadal mało Ecclestona :( Dam jeszcze temu serialowi szansę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...