Powiedzmy sobie szczerze: filmy dokumentalne nie cieszą się wielką popularnością. Można nawet powiedzieć, że to rozrywka bardzo niszowa. Według przeciwników dokumenty są nudne, zbyt poważne i mało dramatyczne. Nie w przypadku Madsa Brüggera, którego filmy ogląda się jak wciągającą fabułę.
Mads Brügger jest duńskim dziennikarzem. Karierę w telewizji rozpoczął jako scenarzysta oraz producent seriali i programów typu talk-show.
Przymiarką do dokumentów pełnometrażowych było nakręcenie w 2004 roku dokumentalnego mini-serialu zatytułowanego „Danes for Bush”, w którym Brügger i Jakob Boeskov polecieli do Stanów Zjednoczonych i udawali, że są Duńczykami popierającymi George’a Busha w wyścigu o fotel prezydencki i prowadzili dla niego kampanię wyborczą. Powstały trzy półgodzinne odcinki.
Dotychczas Brügger stworzył dwa pełnometrażowe dokumenty. Oba można nazwać reportażem wcieleniowym. Pomysł na pierwszy z filmów, „Idioci w Korei” ("Det røde kapel"), pojawił się już w 2006 roku, jednak udało się go zrealizować dopiero trzy lata później. Warto wspomnieć, że polski tytuł nijak ma się oryginalnego, który oznacza „Czerwoną kaplicę”, czyli pseudonim słynnego radzieckiego szpiega działającego w nazistowskich Niemczech. Polski tytuł był krytykowany za swoją dosadność, jednak sam reżyser pochwalił takie tłumaczenie – stwierdził, że dobrze oddaje treść filmu. Również Telewizja Publiczna przestraszyła się tego potencjalnie obraźliwego tytułu i wyemitowała dokument jako "Komediantów w Korei Północnej".
Film „Idioci w Korei” opowiada o dwójce duńskich komików koreańskiego pochodzenia, którzy wraz z koordynatorem czy też menedżerem (w tej roli Brügger) jadą do Korei Północnej, aby wystąpić tam z przedstawieniem, które ma zaprezentować Koreańczykom kulturę Danii. Jeden z komików jest niepełnosprawny ruchowo, co okazuje się być bardzo ważnym aspektem i będzie pełnić ważną rolę w rozwoju zdarzeń. Na każdym kroku przybyszom towarzyszy pani Pak, czyli wyznaczona im przewodniczka oraz tłumaczka – nie odstępuje ich ani na chwilę.
Przymiarką do dokumentów pełnometrażowych było nakręcenie w 2004 roku dokumentalnego mini-serialu zatytułowanego „Danes for Bush”, w którym Brügger i Jakob Boeskov polecieli do Stanów Zjednoczonych i udawali, że są Duńczykami popierającymi George’a Busha w wyścigu o fotel prezydencki i prowadzili dla niego kampanię wyborczą. Powstały trzy półgodzinne odcinki.
Dotychczas Brügger stworzył dwa pełnometrażowe dokumenty. Oba można nazwać reportażem wcieleniowym. Pomysł na pierwszy z filmów, „Idioci w Korei” ("Det røde kapel"), pojawił się już w 2006 roku, jednak udało się go zrealizować dopiero trzy lata później. Warto wspomnieć, że polski tytuł nijak ma się oryginalnego, który oznacza „Czerwoną kaplicę”, czyli pseudonim słynnego radzieckiego szpiega działającego w nazistowskich Niemczech. Polski tytuł był krytykowany za swoją dosadność, jednak sam reżyser pochwalił takie tłumaczenie – stwierdził, że dobrze oddaje treść filmu. Również Telewizja Publiczna przestraszyła się tego potencjalnie obraźliwego tytułu i wyemitowała dokument jako "Komediantów w Korei Północnej".
Film „Idioci w Korei” opowiada o dwójce duńskich komików koreańskiego pochodzenia, którzy wraz z koordynatorem czy też menedżerem (w tej roli Brügger) jadą do Korei Północnej, aby wystąpić tam z przedstawieniem, które ma zaprezentować Koreańczykom kulturę Danii. Jeden z komików jest niepełnosprawny ruchowo, co okazuje się być bardzo ważnym aspektem i będzie pełnić ważną rolę w rozwoju zdarzeń. Na każdym kroku przybyszom towarzyszy pani Pak, czyli wyznaczona im przewodniczka oraz tłumaczka – nie odstępuje ich ani na chwilę.
Nie będzie przesadą stwierdzenie, że wizyta komików w Korei Północnej to zwykła farsa. Duńczycy musieli udawać tych tytułowych idiotów, aby nie narazić się władzom. Nie mogli zrobić ani powiedzieć niczego, co mogłoby zostać zinterpretowane jako wrogie przez cenzorów, którzy sprawdzali ich taśmy. A że żaden z tubylców nie znał duńskiego, tylko w tym języku mogli pozwolić sobie na większą swobodę. Przez cały pobyt starali się utrzymać tę fasadę, jednak w pewnym momencie pojawiły się problemy.
Brügger opowiadał, że gdy film pojawił się w dystrybucji i cała mistyfikacja wyszła na jaw, dostał faks od koreańskiego ambasadora, który stwierdził, że reżyser nie jest człowiekiem, tylko zwierzęciem, które nie zna honoru. Warto też dodać, że Koreańczycy, z którymi miał styczność reżyser bardzo go polubili, bo fizycznie przypominał im Lenina. Co jest chyba najlepszą puentą "Idiotów w Korei".
Kolejny film Brügger nakręcił w 2011 roku. W „Ambasadorze” ("The Ambassador") dziennikarz, jako Pan Cortzen, zdobywa nielegalnie papiery, które nadają mu obywatelstwo Liberii. Jedzie do Republiki Środkowej Afryki jako liberyjski konsul i pod pretekstem założenia fabryki zapałek próbuje kupić krwawe diamenty.
„Ambasador” jest przepełniony ironią i humorem, nawet o wiele bardziej, niż ma to miejsce w przypadku poprzedniego filmu Duńczyka, co jest właściwie rzadkością w świecie dokumentu. Już sam wygląd tak zwanego Pana Cortzena to jawne nabijanie się ze stereotypu białego kolonizatora, który chce zrobić karierę w Afryce. Jest egocentryczny, rzuca rasistowskimi komentarzami i wygłasza (w założeniu) ambitne mowy. Udaje bardzo naiwnego człowieka, i dzięki temu zdobywa wiele pożytecznych informacji, a potencjalni partnerzy biznesowi zyskują do niego zaufanie.
Po premierze filmu rząd Liberii ogłosił, że oskarży prawnie Brüggera za sfałszowanie paszportu dyplomatycznego, jednak sprawa ucichła i Dania do tej pory nie otrzymała wniosku o ekstradycję reżysera, co Liberia obiecywała. Film nie spodobał się też holenderskiemu biznesmenowi, który brał udział w załatwieniu paszportu dla Brüggera. Protestował przed pokazem „Ambasadora” na festiwalu dokumentu w Amsterdamie, co jednak przyniosło jedynie jeszcze większy rozgłos filmowi.
Spora liczba scen została nakręcona ukrytą kamerą. Brügger twierdzi, że wszystkie postacie oprócz jego i jego sekretarki są autentyczne, a rozmowy prawdziwe. Obecność kamery na mniej drażliwych i znaczących spotkaniach tłumaczył rozmówcom tym, że potrzebuje taśm dla europejskich inwestorów, którym musi przedstawić efekty swojej pracy. Duński reżyser utrzymuje, że do samego końca, czyli jego wyjazdu z Afryki, nie został przez nikogo zdemaskowany.
W obu swoich filmach Brügger jest głównym bohaterem oraz narratorem, to on jest w blasku fleszy. Czasem to obraca się na jego niekorzyść, ponieważ Duńczyk zamiast coś pokazać, woli nam o tym opowiedzieć. Nie razi to w „Ambasadorze”, gdzie Brügger bardziej komentuje to, co się dzieje, objaśnia kolejne spotkania, powiązania między bohaterami i odczytuje dokumenty, jednak przy „Idiotach z Korei” bardzo chce wpłynąć na zdanie widza i narzuca swoją interpretację.
Recenzent Huffington Post nazwał „Ambasadora” „diabolicznym dokumentem o anielskich ambicjach”, dziennikarz Indie Wire zadaje pytanie, czy Brügger nie posuwa się za daleko, zaś New York Times zauważa w filmie „satyrę europejskiego cynizmu”. Czy kolejny film Brüggera również będzie wzbudzał takie emocje? Myślę, że może być jeszcze bardziej kontrowersyjny.
________________________________________
Tym razem coś z zupełnie innej beczki. Już od jakiegoś czasu nosiłam się z zamiarem napisania wpisu, który będzie przedstawieniem sylwetki jakiegoś reżysera/aktora/zespołu, i wyszło na to, że na pierwszy ogień poszedł Brügger. Mogę obiecać, że to nie ostatni taki wpis :)
Ps. "Sleepy Hollow" dostał trzeci sezon. Jak to możliwe? Co prawda zmienili showrunnera, więc coś jeszcze może się zmienić, jednak ja już w to nie wierzę...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz