poniedziałek, 5 października 2015

Dziewczyna z pociągu: Życie wyidealizowane

Bez spojlerów

Uwielbiam książki, w których właściwie nie ma żadnego protagonisty zasługującego na miano bohatera w dosłownym tego słowa znaczeniu. Lubię postaci, które budzą odrazę, litość czy strach w odbiorcy, takich, których kocha się nienawidzić. Istnieje tylko jeden warunek, jaki taka kreacja musi spełniać: powinna być wiarygodnie napisana. Z tego powodu byłam zachwycona początkiem Dziewczyny z pociągu („The Girl on the Train”), debiutanckiej powieści Pauli Hawkins. Pierwsze rozdziały obiecywały bardzo dużo: niejednoznaczne, wielowymiarowe postaci, wartką akcję i wciągającą intrygę. Niestety, z każdą kolejną stroną stawało się jasne, że po napisaniu wyszlifowanego „pierwszego zdania” Brytyjce zabrakło pomysłu na rozwinięcie i zakończenie.

Tytułowa „Dziewczyna z pociągu” to Rachel, trzydziestoparoletnia rozwiedziona alkoholiczka, która praktycznie jest wzorowym przykładem człowieka przegranego, który przez nałóg stracił miłość, pracę i jakiekolwiek resztki szacunku do samego siebie. Rachel codziennie dojeżdża do pracy do Londynu pociągiem i na jednym z postojów obserwuje życie pewnego małżeństwa, wyobrażając sobie, jak wygląda ich relacja i nawet nadając im fikcyjne imiona, Jason i Jess. Któregoś dnia Rachel widzi coś, co burzy wszystkie jej wyobrażenia, zaś niedługo później dowiaduje się, że zaginęła Jess (której prawdziwe imię to Megan). Rachel stara się rozwiązać zagadkę zniknięcia kobiety.



Książka Hawkins tak naprawdę ma trzy główne bohaterki, bo choć najwięcej czasu pisarka poświęca narracji z punktu widzenia Rachel, nie mniej ważne są rozdziały z Megan (w tym przypadku są to wspomnienia sprzed zniknięcia) oraz z Anną, nową żoną byłego męża Rachel. Częste zmiany punktu widzenia jest dobrym środkiem do osiągnięcia suspensu, kluczowego w literaturze tego typu, i Hawkins początkowo wzorowo sobie z tym budowaniem nastroju niepewności radzi. Szkoda, że nie starczyło Brytyjce sił i umiejętności, aby utrzymać wysoki poziom do samego końca. Od pewnego momentu większość ruchów bohaterek jest do przewidzenia (tak często miałam rację w kwestii, co postać zrobi następnie, że szybko zaczęło mnie to irytować), zaś zagadkę zniknięcia Megan rozwiązałam już w połowie czytania książki, choć zazwyczaj nie jestem w tym dobra. Do samego końca czekałam na jakiś ostateczny zwrot akcji, który zburzyłby moją teorię (nad którą nawet zbyt długo nie myślałam, to było pierwsze, co mi wpadło do głowy po kilkunastu przeczytanych rozdziałach). Niestety nie doczekałam się i „Dziewczyna z pociągu” sprawiła, że poczułam się bezczelnie oszukana, ponieważ początek obiecywał naprawdę dobrą lekturę.

Zakończenie debiutu powieściowego Pauli Hawkins zawodzi w każdym aspekcie: nie zaskakuje, oklepane chwyty autorki nie wywołują oczekiwanych emocji, a głębia psychologiczna to pojęcie obce, postaci cofają się w rozwoju do archetypów. Hawkins z powodu braku dobrego pomysłu ostatecznie kieruje się w stronę taniego melodramatu i schematyczności do bólu. „Dziewczyna z pociągu” to jeden z wielu podobnych do siebie thrillerów, pisanych pod pewien schemat i z wyraźną tezą (której nie będę przytaczać, ponieważ to ogromny spojler), który kusi wciągającym początkiem i ostatecznie zawodzi. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...