poniedziałek, 6 października 2014

Doctor Who 8x07: Zabić Księżyc?

spojlery!

Czego można się spodziewać po wycieczce na Księżyc? Na pewno czystej zabawy, pięknych widoków, wiekopomnej chwili stawiania stopy na powierzchni satelity i bezpiecznego powrotu na Ziemię.  Czy tak jest w najnowszym odcinku "Doctora Who"? Niekoniecznie. "Kill the Moon" oferuje widzom strach, niepewność i dylematy moralne.

Doktor, Clara oraz niepokorna uczennica Courtney Woods (grana przez Ellis George) wybierają się na Księżyc w 2049 roku. Spotykają tam trzyosobową ekspedycję dowodzoną przez Kapitan Lundvik (Hermione Norris). Na Księżycu dzieje się coś, co ma tragiczne konsekwencje dla Ziemi i grupa astronautów przybyła rozwiązać problem. Cyniczna i zgorzkniała Kapitan Lundvik opowiada podróżnikom w czasie o tym, jak zmieniła się ludzkość, która żyje w strachu i zrezygnowała z odkrywania Wszechświata, by zająć się tym, co jest tu i teraz: próbą zachowania gatunku. Podróże kosmiczne całkowicie zanikły - Lundvik oraz jej pomocnicy są ostatnim pokoleniem astronautów - i potrzebna jest (prawie dosłownie) eksplozja, aby ponownie zainteresować ludzi badaniem kosmosu.

 Ludzkość w 2049 roku boi się nieznanego. Tak bardzo, że zgadza się na zgładzenie niewinnej istoty, by tylko mieć pewność, że sama przetrwa. Scena wyłączania świateł niesie za sobą ogromny ładunek emocjonalny nie tylko dla widza, ale również dla Clary, która wie, że przyszłość planety leży w jej rękach, a równocześnie nie jest pewna, czy ma wsparcie Doktora. Nie dziwię się jej wybuchowi pod koniec odcinka. Doktor zostawił ją samą w momencie, w którym potrzebowała go najbardziej. Rozumiem punkt widzenia Dwunastego, jednak w tej sytuacji bardziej przemawiają do mnie uczucia Clary. Czy Doktor zapomniał już, jak czuł się, gdy sam musiał decydować o losie własnej planety? Z pewnością chciałby mieć wtedy przy sobie kogoś, kto by mu towarzyszył, nawet, jeśli ten nie chciałby pomóc Władcy Czasu w podjęciu tak ważnej decyzji. Clara została tego wsparcia pozbawiona. W poprzednich odcinkach kilka razy wspominała przeróżnym osobom o tym, że ufa Dwunastemu. W "Kill the Moon" to zaufanie zostało utracone i nie jestem pewna, że wróci wraz z kolejną wspólną przygodą dwójki.


Nie spodobał mi się początek odcinka, a dokładnie scena, w której Doktor nie chce powiedzieć Courtney Woods, że jest czegoś warta. Pomyślałam, że kończy się jakaś era. Wcielenia Doktora mogły mieć przeróżne wariacje cech charakterów, ale zawsze (mówię o nowym serialu, ponieważ klasykę dopiero nadrabiam) istniał element wiary w to, że każda istota coś znaczy. Gdzie jest ten Doktor, który mówił, że przemierza Wszechświat od 900 lat i jeszcze nigdy nie spotkał nikogo, kto nie byłby ważny? Ważna była Rose, która miała nudną pracę i zero pomysłów na przyszłość, Donna, na każdym kroku podkreślająca to, że nic nie znaczy... Można by wymieniać w nieskończoność. Wydaje się, że wraz z odcinkiem "Kill the Moon" to wszystko przepadło i poczułam ogromny smutek.

Postać Courtney jest bardzo nierówna. Najczęściej denerwuje do granic możliwości, jednak są momenty, w których można poczuć do niej sympatię. Mieszają się sceny, w których pokazuje mądrość oraz kompletną głupotę, a także odwagę i strach. Czy tak zachowują się dzisiejsze dzieciaki w jej wieku? Chyba jestem już za stara, żeby jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie, jednak ogólny portret psychologiczny uczennicy Coal Hill jest bardzo niespójny i nieprzekonujący. Plusem jest jej jeszcze dziecięce, trochę naiwne "zero-jedynkowe" podejście do moralności, przekonanie, że coś może być tylko dobre lub tylko złe. Wydaje mi się, że Courtney miała być w tym odcinku przeciwieństwem Kapitan Lundvik, jednak wyszło to średnio. Czy ta postać ma w sobie potencjał do dalszego rozwoju? Z pewnością, jednakże czeka scenarzystów jeszcze sporo pracy, jeśli chcą, aby Woods cieszyła się sympatią widzów (a czuję, że jeszcze pojawi się w serialu, i to nie raz).


"Kill the Moon" to odcinek, który jest mroczniejszy i bardziej poważny od większości przygód Doktora. Podejmuje tematykę moralności bardzo naturalnie i niemoralizatorsko. Za scenariusz epizodu odpowiada Peter Harness, dla którego jest to debiut, jeśli chodzi o odcinki "Doctora Who".  Efekt jego pracy jest bardzo pozytywny. Kto by pomyślał, że Księżyc może być jajem, które kryje w sobie piękno? Piękna zresztą była również powierzchnia naturalnego satelity Ziemi, a to dzięki idealnej naturalnej lokalizacji (Lanzarote na Wyspach Kanaryjskich) oraz cudownym zdjęciom. W kwestii technicznej nie można odcinkowi zarzucić nic (pająki były nawet aż za bardzo realistyczne), zaś kilka scenariuszowych niedorzeczności nie sprawiło, że "Kill the Moon" oglądało się z mniejszą przyjemnością. Po w mojej opinii słabszym "The Caretaker" znów dostaliśmy solidny odcinek pełen emocji. Oby tak dalej.

_______________________________________

Plakat stąd, gify stąd oraz stąd.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...